Styczeń to czas noworocznych postanowień. Wiemy z własnego doświadczenia, że nie działają zbyt długo, a mimo to co roku powtarzamy to samo z nadzieją, że tym razem będzie inaczej. No więc nie będzie, nie łudźmy się i porzućmy wszelką nadzieję.
Dzieje się tak, ponieważ żyjemy marzeniami o tym, że coś zmieni się na zewnątrz nas, bez ruszania naszego status quo. Chcemy być chudsi, albo bogatsi nie ruszając się z wygodnego fotela. A gdyby zacząć z innej strony? Można by wtedy zadać sobie pytanie: kim muszę się stać, żeby w moim życiu zmieniło się to, lub wydarzyło tamto?
Zmiana zaczyna się od samego rdzenia nas samych, od akceptacji treści naszego umysłu, oraz tego, że źródłem naszego stanu jest ogromna nieuświadomiona ilość składowych warunków. Trzeba więc ogromnego wysiłku i zaangażowania w proces poznawania swojego umysłu i porzucania niewspierających przekonań.
Pierwszym krokiem niech będzie porządna, wnikliwa introstrospekcja, pod kątem przekonań na dany temat i historia wczesnego dzieciństwa. Skoro mamy tak jak mamy, to z pewnością stoją za tym nasze doświadczenia, które poprzedzone były wdrukami od rodziców i wszystkich osób, które miały na nas wpływ. Przekonanie to coś, w co wierzymy i mamy na to dowody i bardzo wierzymy, że skoro mamy dowody, to jest to prawda absolutna i niepodważalna. I tę prawdę należy właśnie podważyć. Następnie należy się przyglądać tej treści świadomym okiem świadka i pozwolić uwolnić się wszystkim uczuciom z tym związanym.
Najlepszym sposobem żeby to osiągnąć, jest umówienie się ze sobą na godzinkę, wzięcie zeszytu i spisywanie tego co przychodzi. Ważne jest, żeby nie poprzestawać na pierwszych odpowiedziach, które są niczym śledzie i krakersy rzucane jako danie główne. To jeszcze nie to. Główne danie pojawi się za jakiś czas, gdy wyrzucimy z siebie wszystko co było pod ręką. Wtedy odpowiedzi są z głębi podświadomości i mają największą wartość.
Kiedy odkryjemy głębsze prawdy o nas i kiedy uwolnimy uczucia z tym związane, przyjdzie zrozumienie i pojawią się wglądy. Wtedy będzie wiadomo co robić, albo nie trzeba będzie robić nic.
Ta praca także wymaga podjęcia decyzji o działaniu. Może więc, żeby było łatwiej, poczekajmy tydzień, albo dwa, żeby ta decyzja nie podeszła pod noworoczne postanowienia, albo zacznijmy od razu i rozprawmy się na początku z tym właśnie przekonaniem. A zatem: postanowienia noworoczne to słomiany zapał i popadają w zapomnienie po miesiącu – kto tak mówił? Czyje to słowa? To nie jest prawda, rezygnuję z tego przekonania, już w to nie wierzę.